czwartek, 6 marca 2014

Historia pewnego zegara, a nawet dwóch.... i palca





Pewnego dnia doznałam olśnienia - chcę mieć stary zegar kominkowy! Taki jak miała moja ciotka na kredensie. Żona przewraca oczami (jak mi zaczniesz stare rupiecie do domu znosić), ale mówi OK. Allegro, tablica - są! Są takie zegary!
Jak się okazało są młodsze niż myślałem bo z lat 60-tych. Producent - Fabryka Wodomierzy i Zegarów METRON - wow! Traktowane są przez sprzedających różnie - jako stary rupieć i wtedy od 25 zł lub jako antyk vinage i wtedy nawet po 500 zł - zabawne.
Ja znalazłem Pana z pobliskiej miejscowości, który chciał za swój 50 zł. Umówiłem się telefonicznie, że wieczorem przyjadę. Pan chciał się spotkać na dworcu, hmm, no dobra. Jedziemy całą rodziną bo właśnie byliśmy na kawce (dlaczego my Polacy pijemy kawki i herbatki?) na kawie! u znajomych. Skręcamy na dworzec - ciemno! Nic nie wydać, jedynie majaczącą w blasku okien poczekalni  sylwetkę skody z zegarem na masce. Z auta wychodzi Pan. ....Oj dajcie ogóreczka bo by się zagryźć zdało! Chyba przerwaliśmy w imprezie.
Wysiadam z auta i rzucam z daleka:
- Panie to nie ten zegar, który Pan wystawiał!
- Chodź pan do środka, tam jest światło i lepiej widać.
- Ale to dalej nie będzie ten zegar - takiego nie chcę, taki mogłem mieć za 25 zł.
- No, ale tamten właśnie dzisiaj się popsuł, a ten działa!
- Ale mówił Pan, że ten wystawiony działa i ma pan jeszcze inny, który nie działa.
- Teraz ten działa, a tamten nie - pokrętna logika?!
- Nie chcę tego!
Zdenerwowanie utratą zarobku rozkazało szybko coś wymyślić.
- Pan poczeka zaraz przyniosę tamten to się pomyśli.
Odszedł w ciemność, 10 minut - wraca.
- Tak, to jest ten zegar.
- Weź pan oba i do tego jeszcze jeden werk - coś pan sobie pokombinuje.
Z kasą w garści Pan w obłoku alkoholowych aromatów wsiadł do skody i odjechał.
Ostatecznie za 55 zł wiozę do domu oba zegary - tzn jeden zegar, jedną obudowę, dwa werki (mechanizmy) i wskazówki ze śrubkami i kluczami do nakręcania, które dostałem w garści.
Na dotarciu ze zdobyczą do domu euforia tego dnia się dla mnie kończy. Poprzymierzałem zegary w różnych miejscach po czym postanowiłem wypróbować czy zepsuty werk faktycznie nie działa. Wziąłem werk, klucz wsadziłem w dziurkę i nawet nie naprężyłem mięśni palca kiedy coś gruchnęło, w ułamku sekundy klucz odbił i walnął mnie w kciuk. Ból okropny, krew się leje. Siłę uderzenia niech zobrazuje fakt, że blacha klucza się na moim kciuku wygięła!  Z bólem, wielkim kokonem na palcu uwitym z bandaża, łykając ketonal jakoś mogłem zasnąć.
Znienawidzony teraz zegar skończył na parapecie w jadalni, obudowa na kredensie (zostanie poddana metamorfozie), a ja  u chirurga ze schodzącym paznokciem. Od tamtego dnia minęło trochę więc powoli zaczynam lubić moje zdobycze - ponownie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz