środa, 5 czerwca 2013

Koronacja kredensu

Kredens, po naszemu (śląsku) byfyj to obowiązkowy mebel w kuchniach naszych babć. Moja też taki miała. Ale nie taki typowy, śląski tylko mebel z 1938 roku - z końca polskiego art deco. Gdy babcia zmarła obiecałem mu drugie życie.
Długo się naczekał na odpowiednie miejsce, chęci do renowacji i pomysł. Stał cierpliwie w garażu i patrzył na mnie z nadzieją w zielonych szkiełkach. Polakierowany na biało, z szufladami i filarami pokrytymi orzechowym fornirem, uchwytami z macicy perłowej i mosiądzu, trochę zniszczony, trochę podziurawiony przez korniki. Oświetlany reflektorami samochodu wspominał lukrecję, którą częstowała mnie babcia, amol stojący w środkowej szafce i całe mnóstwo bibelotów - pamiątek przywożonych przez wnuki z wakacji.
Trzy lata temu podczas rozbudowy domu powstała jadalnia - dla mnie najważniejsze pomieszczenie w domu, z dużym stołem - miejscem dla całej rodziny. Kredens wiedział, że zostanie pomocnikiem dobrze nakrytego stołu, ozdobą jadalni. Niestety zmęczenie intensywnym remontem odebrało mi chęci do reanimacji  . Na przewidzianym dla niego miejscu stanęła  kupiona w ikei biała błyszcząca szafka - nazwana przez znajomych lodówką. Zielone szkiełka dalej migały w reflektorach wjeżdżającego samochodu.
Nareszcie nadeszła okazja i chęć. Andrzejki w zeszłym roku, na które jak zawsze zaproszeni goście - chrzciciele szafki - lodówki. 7 dni przed imprezą oznajmiłem, że zabieram się za renowację kredensu. Zadanie było ułatwione gdyż dół kredensu pozbawiony był już starych warstw lakieru - no może tyle ile się udało usunąć. Łatwo nie było, gdyż poprzednio jego "odświeżenia" dokonywał mój tata - pewnie jakieś 40 lat temu i użył białej farby - najpewniej normalnie używanej przez NASA do lakierowania promów kosmicznych. Papier ścierny łaskotał jedynie jego powierzchnię a zwykłe zmywacze od usuwania lakierów zdawały się ten lakier utwardzać - jedynie mistrz 3V3 w baaaaaaardzo dużych ilościach (spokojnie 300 zł poszło na sam zmywacz) dał radę. Nie będę nudził szczegółami, ale plan był taki: kredens ma być czarny z widocznymi przetarciami - to co kiedyś było pokryte bardzo już zniszczonym fornirem orzechowym - uzupełnione szpachlą i pokryte srebrem w płatkach. Uchwyty podczas odkręcania rozsypały się na kawałki więc zastąpiły je chromowane, a klucze w drzwiczkach gałki z kryształami. Środkowa dolna szafka, przerobiona na szufladę - dawniej była chlebakiem z metalowym wkładem. Zielone ornamentowe szybki zastąpiło kryształowe fazowane szkło, a we wnęce pojawiło się fazowane lustro. Czerń, srebro, kryształ - bardzo pasują do mebla art deco. Oczywiście praca nad meblem nie była tak łatwa jak się wydawało - szlifowanie, lakierowanie, przecieranie, bejcowanie przecierek i kolejne warstwy lakieru bezbarwnego zabrało swój czas. Skończyło się na tym, że w sobotę w dzień imprezy około 11.00 kredens stanął w jadalni  bez przykręconych drzwiczek, bez szyb, uchwytów, lustra, półek wewnętrznych i mechanizmu szuflady. Wszystko co stało w "lodówce" stoi teraz na stole - żona zgrzyta zębami i ciśnie piorunami. Jadalnia w rozsypce, bałagan wszędzie, jedzenie nie gotowe i do tego dwójka biegających i marudzących dzieciaków, a goście na 17.00. Na szczęście była Ania - przyjaciółka Kochania - pomogła wiele, ale z przyjemnością odrąbała by mi głowę za ten stan. W biegu z zadyszką i nerwami udało się skończyć przed przyjściem gości - no, szuflady już nie było sposobu zamontować, ale wyglądało jakby tak miało być.
Teraz siedzimy sobie oboje w jadalni, dumni ja i on. Ja dumny z dzieła, on ze swojego królewskiego miejsca i ważnego zadania, które spełnia jako pomocnik dobrze nakrytego stołu - jak pisałem na początku. Ten mebel "zobił" jak się brzydko mawia, to pomieszczenie. Jest ozdobą, tematem dyskusji i rodzinnych wspomnień, które się z nim wiążą. Lubię siadać na krześle obok niego - choć to nie moje codzienne miejsce.








3 komentarze:

  1. Piękna i wciągająca historia. Gratuluję efektu, samozaparcia i cierpliwości. Świetny post!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kredens prezentuję się świetnie,a co najważniejsze zachowałeś charakter,a nawet powiedziała bym,że podkreśliłeś go:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieźle... jestem pod wrażeniem!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń